A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?… Czemu nie!

Po naradzie my, z klas pierwszych pijarskiego LO, doszliśmy do powyższego wniosku i razem z Opiekunami – p. Kamilą Stępień, p. Dorotą Krawczyk, p. Ewą Komuńską i o. Dariuszem Lorencem – wyruszyliśmy w ostatnią środę w ten najbardziej dziki, górski, południowo-wschodni kraniec Polski. I to o której? O 4:30 rano. Wszyscy jednak wykazali się męstwem i wstali, a dość wczesny wyjazd pozwolił nam na szybszy przyjazd w Bieszczady, gdzie czekało na nas wiele atrakcji.

Oj, tak. Z pewnością wszyscy będziemy wspominać wspinaczkę na Połoninę Wetlińską z panem przewodnikiem-pułkownikiem czy wędrówkę na taras widokowy (powiem wam, że mamy teraz niesamowitą kondycję i bardzo wydajne płuca).

Na długo zapamiętamy również akrobacje p. Jacka, naszego kierowcy, wykonywane podczas wjazdu na Bezmiechową… I to, co się działo na górze, mianowicie pokaz szybowców i poznanie nowych, ptasich, drapieżnych, lecz sympatycznych przyjaciół. To nie wszystko, bo mieliśmy również okazję stanąć oko w oko z żubrem czy podziwiać z pokładu statku zaporę w Solinie oraz ruiny malowniczego średniowiecznego zamku… Nic dziwnego, że wśród gór i lasów (i bez zasięgu) czas mijał nam błyskawicznie i nim się obejrzeliśmy, wracaliśmy do Łowicza, zaopatrzeni w prawdziwe łoscypki od bacy i polskie, śliczne szkło artystyczne z Rymanowa. I nawet ta wielogodzinna jazda nie była nudna, wszak zawsze można było pogadać, pograć i wiele się dowiedzieć na temat gustu muzycznego znajomych. 

Na koniec pragnę wszystkim polecić wyjazd w Bieszczady. Piękne miejsce! I dziękuję Opiekunom, że zorganizowali tę wycieczkę i nas ze sobą zabrali. Podróże kształcą, a my dzięki Wam dowiedzieliśmy się m.in. jak można wykorzystać arbuza, jak upiec kiełbaski podczas burzy i co to jest kurna chata. Naprawdę dziękujemy!

Monika Góra, IBCH