Dyskusje na temat miejsca naszej ostatniej wycieczki toczyły się już od czerwca. Wszyscy wszędzie byli, jedni nie lubią gór, inni morza… Jak tu dogodzić wszystkim? Spór rozwiązała nasza wychowawczyni i wybrała Kraków. Pokażcie kogoś, komu Kraków się nie podoba.
Dlatego też 15 października o godzinie 7.30 zwarci i gotowi spotkaliśmy się na zbiórce w dość nielicznym gronie ze względu na małą liczebność naszej klasy… Jednak jak się okazało wystarczającą na nasz mały busik z całkowitym brakiem miejsca na bagaże. Ciepłym uśmiechem powitały nas z rana nasze dwie opiekunki: p. Magdalena Latoszewska i p. Bożena Mostowska oraz nasz osobisty na te 3 dni kierowca busa.
Po ‘wepchnięciu’ wszystkich bagaży (jakim cudem pomieściły się tam przemycane po cichu walizki, których mieliśmy, a może miałyśmy nie brać?) i zajęciu miejsca w ciasnym czterokołowcu, wyruszyliśmy w naszą ostatnią w takim gronie podróż. „Niewygodnie”, „Kiedy postój?”, „Gdzie jesteśmy?”…takie pytania padały podczas jazdy, ale przecież nie jesteśmy jakimiś marudami. Nasza jakże uzdolniona wokalnie część klasy umilała sobie czas śpiewając największe hity tego roku i nie tylko. „Co ja robię tu..uuu..co Ty tutaj robisz” – jak śpiewał jeden z naszych kolegów, na długi czas pozostanie nam w pamięci. Ale czym jest podróż w porównaniu do samego pobytu w Krakowie. Pogodna pierwszego dnia była jak na zamówienie. Mieliśmy zatem doskonałą okazję, by wdychać świeże powietrze na Starówce. Zobaczyliśmy zabytkowy budynek sukiennic oraz mogliśmy usłyszeć hejnał grany co godzinę z Wieży Mariackiej kościoła Najświętszej Marii Panny w Krakowie przez trębacza. Mieliśmy okazję przechodzić ulicą Bracką, o której śpiewa Grzegorz Turnau w piosence pt.” Bracka”. Jest to najbardziej literacka ulica Krakowa. Również nie umknęła naszej uwadze ulica Wiślna, siedziba Tygodnika Powszechnego, która powstała z inicjatywy kard. Adama Sapiehy, a gdzie niegdyś bywali m.in. Zbigniew Herbert czy Stanisław Lem. Zmęczeni spacerując parkami w świetle zachodzącego słońca udaliśmy się do busa i pojechaliśmy na nocleg do Gimnazjum Ojców Pijarów w Krakowie, gdzie czekała na nas ‘mięciutka’ podłoga.
Następny dzień zaczął się równie wcześnie jak poprzedni. Ale nasze zaspane buzie bardzo się rozchmurzyły na widok pysznego śniadanka i ciepłej herbatki. Tego dnia mieliśmy lekcję muzealną na temat Awangardy Krakowskiej w dwudziestoleciu międzywojennym w Muzeum Narodowym. Pani, która opowiadała nam o dziełach tam się znajdujących, o historii Awangardy Krakowskiej, o elementach kubizmu w sztuce, osobiście mnie nie zaciekawiła, podobnie jak niektórzy wolałam sama zagłębiać się w rysy pędzla pozostawione na płótnie czy dociekać, co tak naprawdę chciała przekazać Maria Jarema w swym dziele „Wyrazy”. Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że najciekawszym miejscem podczas wędrówki po korytarzach muzeum była sala z lustrami. Gdzie się człowiek nie odwrócił, tam sam siebie szpiegował. Czy to nadal sztuka, czy… Po lekcji udaliśmy się na obiad. Ale to nie był zwykły obiad. Miejsce, w którym mieliśmy spożyć posiłek, to JAMA MICHALIKA, gdzie powstał kabaret „Zielony balonik”. Tym bardziej chcieliśmy zasiąść za stołami, gdy dowiedzieliśmy się, że w miejscu tym zasiadał kiedyś m.in. Stanisław Wyspiański. Wieczorem czekał nas mile spędzony czas w „Piwnicy pod Baranami”, gdzie bywał dawnymi czasy Kochanowski. Uczestniczyliśmy tam w monodramie sztuki „Mały książę”. W większości spodziewaliśmy się kogoś młodszego w odtwórcy małego księcia, ale po pierwszych wersach wypowiedzianych przez, starszego wiekiem, ale jak się okazało, niezwykle uzdolnionego Pana wiedzieliśmy, że to nadaje sztuce całego uroku. Był to tekst dla każdego, kto jest dzieckiem oraz dla tego, kto nim był. To najlepszy monodram jaki miałam okazję zobaczyć. Ostatni dzień w Krakowie zapowiadał się krótko. Uczestniczyliśmy w lekcji w Kamienicy Szołayskich. Przewodnik, który oprowadzał nas po muzeum zdecydowanie swoim sposobem opowiadania zainteresował nas m.in. postacią Stanisława Wyspiańskiego oraz Młodą Polską. Każdy z nas miał możliwość wcielić się w jakąś postać z „Wesela” Wyspiańskiego i odegrać jedną ze scen. Aktorzy z nas naprawdę na miarę Oskara. Po wizycie w Kamienicy nadszedł czas na powrót do domu..i następnego dnia na lekcje do szkoły, a czekały nas jeszcze długie godziny w busie.
Nasz ostatni wspólny wyjazd. Magiczny Kraków. Mnóstwo zdjęć, wspomnień. Podążanie droga wielkich artystów. Postoje w Olkuszu. Dowcipny kierowca, troskliwe opiekunki, śpiewanie piosenek podczas drogi, granie w karty, gra na gitarze, gasnące światło w łazience, czujniki ruchu na korytarzu, głodne gołębie, recytowanie Adama Mickiewicza. To tylko namiastka tego, co wydarzyło się podczas tych trzech wspólnie spędzonych dni w Krakowie. Nie zapomnimy również pysznej kolacji przygotowanej dla nas przez o. Grzegorza oraz wzajemnym robieniu sobie kanapeczek z nutellą. Ten wyjazd zdecydowanie należy do tych na 6 z plusem. Serdecznie i z całego serca dziękujemy naszym opiekunom za cudowne trzy dni.
Katarzyna Szwarocka