Jak się okazuje można tak bardzo być przywiązanym do szkoły, że trudno obejść się bez niej w ferie. Co można polecić na takie schorzenie? Wizytę w „pijarskiej”, która w czasie tych dwóch tygodni rozbrzmiewała gwarem.
Gwarem nie tylko uczniów stanowiących całkiem pokaźną grupę (czasami na zajęcia przychodziły całe klasy, w sumie ponad 200 gimnazjalistów, licealistów i najmłodszych pijarzątek przewinęło się przez szkołę), ale też nauczycieli.
Wrzawa przybrała różne głosy.
Raz były to niskie, ciche, błagalne tony wszystkich licealistów i gimnazjalistów, którzy przygotowywali się do matury oraz egzaminu gimnazjalnego. Ci mierzyli się z próbnymi maturami, arkuszami egzaminacyjnymi i nieustannymi powtórkami. Podobną tonację przybrali uczniowie nerwowo nadrabiający zaległości – jakoś nieopatrznie powstały one podczas pierwszego semestru.
Znacznie pewniej zabrzmieli uczniowie spotykający się z nauczycielami, by poszerzyć swoją wiedzę i przygotować się do konkursów.
Najweselej jednak było u tych, którzy przyszli do szkoły, by uczestniczyć w zajęciach sportowych, szkolnym chórze, zajęciach artystycznych czy zimowisku. No, może nie wszyscy okazywali całą skalę swoich głosów, bo niektóre struny, mowa o tych należących
do nauczycieli i animatorów, po prostu odmawiały w pewnym momencie współpracy.
Jedno jest pewne, w szkole cicho nie było, bo gdy już młodzież opuściła jej mury, do akcji wkroczyły ekipy remontowe i „dobre duchy” pijarskiej – panie woźne, które sprawiły, że klasy, tuż po feriach, lśniły i jakoś łatwiej wracało się tego już bardzo codziennego rytmu funkcjonowania pijarskiej.