I już po kolejnej wizycie partnerskiej w ramach programu COMENIUS!

Dokładnie o 8:50 rano, 8 maja 2014 roku pięciu uczniów naszego liceum z klas biologiczno – chemicznej oraz humanistycznej, razem z dwójką opiekunów – panią Iwoną Jóźwiak oraz panią Dorotą Krawczyk, wyleciało z warszawskiego Okęcia do Niemiec w ramach projektu Comenius „Testing Tastes to Fight Obesity”.

Po niespełna dwóch godzinach lotu znaleźliśmy się na niemieckim lotnisku nieopodal Monachium. Stres przed pierwszym spotkaniem z młodszymi koleżankami prysł, gdy zobaczyliśmy je pełne energii, optymizmu, z szerokimi uśmiechami na twarzy.

Dziewczyny z podekscytowaniem zaprowadziły nas do autobusu, gdzie czekali na nas już uczestnicy z innych państw: Hiszpanii, Turcji, Rumunii i Włoch. Prosto z lotniska pojechaliśmy do Monachium, które zaskoczyło nas bardzo zmienną pogodą. W samym centrum miasta przy Marienplatz zobaczyliśmy między innymi piękny ratusz, który nas zachwycił. Podczas spaceru w wolnym czasie podziwialiśmy malownicze uliczki, zabytkowe budynki i kolorowe stragany pełne jedzenia, kwiatów, pamiątek. Można było znaleźć na nich dosłownie wszystko. W drodze powrotnej widzieliśmy także Allianz Arena – jeden z najnowocześniejszych stadionów piłkarskich na świecie.

W końcu nadszedł czas na poznanie naszych gospodarzy i zadomowienie się. Większość z nas mieszkała w Lenggries – jednym z piękniejszych miasteczek Bawarii. Każdego z nas przywitano bardzo serdecznie i bardzo szybko przestaliśmy czuć się nieswojo. Po obfitych kolacjach i zasypywaniu nas pytaniami odnoście Polski i podróży mogliśmy w końcu wręczyć naszym rodzinom łowickie upominki. Z radością patrzyliśmy na ich pełne zaskoczenia i zachwytu miny. Pokochali nasze krówki z Łowicza i przez następne dni pili z kubków i filiżanek z kogucikami i tradycyjnymi regionalnymi wycinankami.

Kolejnego dnia z samego rana udaliśmy się do Glentleiten – otwartego muzeum- skansenu na powietrzu. Alpejskie widoki zapierały dech w piersiach, ale największą atrakcją było tam samodzielne robienie masła. Z pomocą przewodniczki i użycia specjalnego urządzenia razem z grupą około dwudziestu osób wyprodukowaliśmy je ze śmietany. Okazało się, że to wcale nie takie proste i każdy z nas musiał się trochę napracować. Po wszystkim, pełni satysfakcji, mogliśmy spróbować naszego wyrobu i nie zawiedliśmy się – jego smak był niepowtarzalny. Następnie słuchaliśmy, jak dawniej żyli pasterze w Alpach oraz zobaczyliśmy ich domy z różnych okresów. Nie odwiedziliśmy wszystkich, ale było ich tam ponad sześćdziesiąt! Na koniec dużo śmiechu sprawiła nauka dojenia krowy (oczywiście nie prawdziwej!) i każdy – o dziwo – się przed tym bronił.

Po obejrzeniu z bliska skoczni narciarskich oraz obiedzie w Garmish – Partenkirchen, gdzie obsługiwali nas kelnerzy i kelnerki w tradycyjnych bawarskich strojach, udaliśmy się do Wąwozu Partnachklamm. Na jego widok zaparło nam dech w piersiach i nie da się tego opisać słowami – trzeba to po prostu zobaczyć! Można określić to jako tunel wypełniony rwącą wodą; droga dla zwiedzających jest wydrążona w skale, a idąc jesteśmy niemal z każdej strony otoczeni wodą. Huk wody nie pozwala momentami na żadną rozmowę. Humoru nie popsuło nam nawet to, że byliśmy cali mokrzy, tym bardziej, że w drodze powrotnej – na szczęście niedaleko autobusu – lunął deszcz.

Zmęczeni po całym dniu wróciliśmy do domów, ale zaraz po kolacji, nasi koledzy zabrali nas na kręgle, gdzie świetnie się bawiliśmy i mogliśmy zintegrować się z resztą uczestników.

Sobota była dniem prezentacji filmów o tradycyjnych i najpopularniejszych zupach. Każdy kraj miał zaprezentować proces przygotowania dwóch zup i musimy przyznać, że wszyscy podeszli to tego bardzo skrupulatnie i profesjonalnie.Tego dnia każda rodzina miała także przygotować tradycyjne niemieckie dania i desery. Korytarz był pełny różnego rodzaju jedzenia i sami nie wiedzieliśmy, co mamy wybrać; doszliśmy do wniosku, że powinniśmy spróbować wszystkiego po trochu i to była dobra decyzja. Najedzeni z trudem kończyliśmy nasze desery.

Po uczcie w szkole, każdy z nas miał wolny czas z rodzinami. Mogliśmy robić, co chcieliśmy – nawet piec ciasto, więc jeden z naszych kolegów Tomasz Ptasiński piekł wraz z rodziną, która go gościła karpatkę Prawie wszyscy razem wybraliśmy się na wycieczkę po okolicach, zobaczyliśmy bawarskie jeziora, między innymi Chiemsee, określane „bawarskim morzem”, z przejrzystą wodą, otoczone pięknymi Alpami. Pogoda nam dopisała i cały dzień mogliśmy przebywać na dworze, więc pojechaliśmy jeszcze do dzielnicy VIP’ów, która znajdowała się na brzegu jeziora i zjedliśmy tam pyszne lody. Ze smutkiem, wykończeni i najedzeni wróciliśmy do domów i chyba każdy z nas bardzo szybko zasnął.

Obudziliśmy się w deszczową niedzielę i zaraz po śniadaniu ponownie pojechaliśmy nad Chiemsee i stamtąd wypłynęliśmy statkiem na Fraueninsel – Wyspę Kobiet, zamieszkałą przez 200 mieszkańców.  Niestety, pogoda na początku nam nie dopisała i musieliśmy poczekać aż się przejaśni. Po jakimś czasie udało nam się przejść na spacer wokół wyspy. Zaskoczył nas brak samochodów, ale dzięki temu było bardzo spokojnie, a dopiero później zauważyliśmy, że mieszkańcy mają prywatne łodzie, którymi przemieszczają się na brzeg. Wyspa była pełna malowniczych zakątków i kwiatów, sprawiała wrażenie tropikalnej i kameralnej. A w samym jej sercu klasztor Bernardynek założony w VIII wieku. Do dziś produkowany jest tam miód, piwo, a nawet tradycyjna nalewka. Pod koniec wizyty koleżanki z Niemiec powiedziały, że widziały Orlando Bloom’a i byliśmy trochę rozczarowani, że go nie spotkaliśmy.

Następnie popłynęliśmy statkiem na kolejną wyspę – tym razem Herreninsel – Wyspę Mężczyzn. Tam od razu poszliśmy zwiedzić Pałac Królewski króla Ludwika II, zbudowany na wzór Pałacu Wersalskiego. Każda kolejna komnata wywoływała w nas westchnienie zachwytu i wielkie „WOW”. Wystrój był pełen przepychu zarówno z zewnątrz, jak i w wewnątrz pałacu. Po obejrzeniu wszystkiego wróciliśmy statkiem na brzeg, a potem autobusem do Lenggries na kolację w „Alte Mulistation”. Najedliśmy się do syta – między innymi tradycyjnym sznyclem, który był bardzo smaczny.

Po kolacji zaczęła się impreza pożegnalna i chociaż było mało miejsca, nie przeszkodziło to w dobrej zabawie. Tańczyliśmy do dobrze znanych  nam hitów, ale także do tych mniej znanych – niemieckich piosenek. To było naprawdę istne szaleństwo, nawet nauczyciele bawili się razem z nami. Niedzielę ogłosiliśmy także dniem języka polskiego, uczyliśmy Niemki mówić po polsku, a najpopularniejszym słowem w Bawarii jest teraz „kaczka” – nie pytajcie dlaczego.

Niestety w końcu nadszedł dzień powrotu i czas pożegnania. Obdarowani przez naszych gospodarzy spotkaliśmy się wszyscy po raz ostatni przed szkołą. Mimo tak krótkiego pobytu w Bawarii wszyscy zdążyliśmy się do siebie przywiązać i zaprzyjaźnić, uściskom i buziakom nie było końca, pojawiły się nawet łzy. Nie możemy się już doczekać kolejnego spotkania w tym samym gronie.

Ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu stereotyp zorganizowanego, poważnego, uporządkowanego Niemca okazał się fałszywy, tak naprawdę są oni wręcz tego przeciwieństwem. Możemy pozazdrościć im pięknych widoków na co dzień, ale zupełnie nie rozumieliśmy, dlaczego piją soki w kuflach, a piwo w szklankach  Chociaż nie zawsze do końca się rozumieliśmy, i tak było zabawnie i myślę, że będziemy pamiętać tę wizytę do końca życia.