W pochmurny poranek 8 czerwca 2015 r. o godz. 7 rano ze Starorzecza w Łowiczu klasa II humanistyczna pod opieką panów Piotra Komuńskiego i Tadeusza Rutkowskiego wybrała się na dwudniowy spływ na Mazury. Wszyscy z niepokojem obserwowali prognozy pogody, bo zapowiadało się, że po upalnym święcie Bożego Ciała przyjdzie ochłodzenie i zacznie padać deszcz. Płynięcie kajakiem w takich warunkach nie należy do przyjemności.
Jednakże w miarę jak zbliżaliśmy się do celu naszej podróży, pogoda się poprawiała, wyszło słońce, aż w końcu niebo stało się bezchmurne. Po dojechaniu do Ukty, gdzie mieliśmy zarezerwowane noclegi w przepięknie położnym nad rzeką Krutynią gospodarstwie agroturystycznym, rozlokowaniu się w pokojach oraz krótkim odpoczynku, pojechaliśmy do Krutyni, gdzie miał zacząć się spływ. Płynęliśmy Krutynią, podziwiając malownicze widoki. Co chwila mijały nas przepływające łabędzie i kaczki. Niejednokrotnie widzieliśmy małe kaczuszki i łabędzie, które trzymały się blisko swoich rodziców oraz krowy pijące wodę z rzeki.
Po dopłynięciu do Ukty zjedliśmy kiełbaski z grilla, które wspaniale upiekł p. Rutkowski. Wieczór spędziliśmy w pokojach, bo ochłodziło się znacznie i przebywanie nad rzeką nie należało do przyjemności.
Następnego dnia po śniadaniu i spakowaniu rzeczy ruszyliśmy kajakami w dalszą drogę. Tym razem nie było już tak słonecznie, ale najważniejsze, że nie padał deszcz. Wpłynęliśmy na teren niezamieszkały, wzdłuż brzegów rzeki ciągnęły się lasy, mokradła i trzciny. Co chwila mogliśmy dostrzec przelatującą czaplę siwą, przepływającą kaczkę krzyżówkę lub łabędzia. Szlak prowadził wieloma zakrętami rzeki, aż w końcu wpłynęliśmy na jezioro. Mogliśmy dostrzec, że dobrze jest wiedzieć, gdzie jest wyjście z jeziora, gdyż brzegi jeziora porastały trzciny. Natomiast wypłynięcie na środek jeziora nie byłby dobrym pomysłem, ponieważ łatwo można było zabłądzić, nawet nie widać było, skąd przypłynęliśmy. Widzieliśmy tylko trzcinę porastającą brzegi jeziora.
Po dopłynięciu do Iznoty, gdzie zdaliśmy kajaki, pojechaliśmy na pyszny obiad, po czym wróciliśmy do Łowicza.
Wyjazd był bardzo udany, choć niektórzy z nas byli bardzo zmęczeni i bolały ich ręce od wiosłowania.
Piotr Komuński