Piątego października wraz z naszymi kolegami z równoległych klas II i z klasami III uczestniczyliśmy w weselu. Nie byle jakim, bo autorstwa wielkiego narodowego pisarza- Stanisława Wyspiańskiego. Spektakl został wystawiony na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Reżyserii podjął się Krzysztof Jasiński.
Już na wstępie warto zaznaczyć, że mało tu było wariacji samych scenarzystów. Tekst oryginalny został wiernie odwzorowany. W postać gospodarza wcielił się Dominik Łoś, w Pana Młodego Szymon Kuśmider, a Rachelę odegrała Natalia Sikora, którą możemy kojarzyć chociażby z programu rozrywkowego The Voice of Poland. Na deskach warszawskiego teatru pojawił się również wszystkim znany (oczywiście z roli w Klanie) i lubiany Piotr Cyrwus.
Wiadomo, że tak dobra obsada nie mogła zawieść widza. Gra aktorska stała na wysokim poziomie. Myślę, że na szczególną pochwałę zasługuje Marcin Kwaśny (tu Poeta), choć co ciekawe, zdania na temat jego talentu często są skrajnie różne. Zaimponował mi swoją dykcją i obyciem. Warto wspomnieć, że przed aktorami stało niemałe wyzwanie, przy zapełnieniu całej sceny. Skąpa dekoracja wymusiła na postaciach ciągłe poruszanie się po deskach, co jednocześnie pozwalało oddać ożywiony klimat samego wesela. Dialogi Wyspiańskiego, same w sobie świetne, zostały ubogacone wspaniałymi strojami i nastrojowymi efektami specjalnymi.
Te zasługują na szczególną uwagę. Tło sceny stanowił wielki, multimedialny ekran, na którym wyświetlane była chociażby burza czy wschód słońca, ale i duchy ze snów bohaterów. Te nie zostały odegrane przez aktorów, ale właśnie przedstawione w postaci wielkich projekcji. Mimo że uważam to za dość kiczowaty i leniwy zabieg, to nie można odmówić mu efektowności. Warto wspomnieć, że bohaterowie bawili się w rytmach współczesnego disco polo, a nie tradycyjnej muzyki ludowej. Wiem, że nie tylko mnie zirytowało takie odświeżenie, ale może właśnie irytować miało.
Muszę również wspomnieć parę słów o niesamowitym finale- chocholim tańcu. W ostatniej scenie normalne światła zgasły i po całym teatrze zaczęły migać fioletowo-zielone promienie. Jasiek, który stał na podeście, zaczął trząść się niczym epileptyk, przy akompaniamencie dupstepowych rytmów i monologu Chochoła. Trzeba przyznać, że gra świateł połączona z wijącym się aktorem i niesamowicie głośną muzyką ożywiły nawet śpiących wcześniej widzów. Było to ogromne zaskoczenie po, jakby nie patrzeć trudnym i lekko nużącym, przedstawieniu.
I właśnie. Wesele to nie rozrywkowa sztuka, na której rozsiądziemy się wygodnie w fotelu i pośmiejemy się z niepoważnych scen i bohaterów. To wymagające i angażujące przedstawienie, które męczy, jednak jest według mnie tego zmęczenia warte. Porusza ważne wątki z naszej historii i przedstawia nasze podzielone społeczeństwo w krzywym zwierciadle. Co ciekawe, wciąż wydaje mi się bardzo aktualne.
Oskar Kosenda IIH