Szczęściarze z Pijarskiej zobaczyli królową

O drugiej nad ranem, 19 października, pod świetną opieką anglistek – Pani Agnieszki Bochniak oraz Pani Agaty Pietrasik – wsiedliśmy (uczniowie z  klas II i III pijarskiego gimnazjum)  do autobusu jadącego na lotnisko Chopina w Warszawie. Pomimo senności, pełni nadziei i oczekiwań przeszliśmy odprawę i spokojnie wsiedliśmy do samolotu, lecącego prosto do Londynu (dla niektórych z nas był to pierwszy lot samolotem). It was so exciting!

Po dwugodzinnym locie oddychaliśmy już przyjemnym, chłodnym, angielskim powietrzem. Następnie jechaliśmy autokarem do hotelu. Okazał się on równie urokliwy, jak miejscowość, w której się znajdował, czyli Stratford-upon-Avon. Już w południe udaliśmy się na mszę świętą, odprawioną po polsku, mogliśmy też wysłuchać tamtejszego chóru. Później, po rozpakowaniu się w naszych klimatycznych pokojach, ruszyliśmy na podbój miasta. 

Zostaliśmy podzieleni na grupy i dostaliśmy na kartce pytania, na które musieliśmy znaleźć odpowiedzi, rozmawiając z przechodniami. Komunikacja w języka angielskim nie sprawiła nam większego problemu. Wszyscy Brytyjczycy byli bardzo mili i wygadani, jednak tylko jedna pani wiedziała, kto mieszkał w Harvard House. Domyśleliśmy się, że uczyła historii i tak też było.  Później czekał na nas angielski specjał, czyli frytki i wątróbka w cieście, która niestety, nikomu nie przypadła do gustu, inaczej było z fish and chips oraz english breakfast, którym zajadał się już każdy. 

Następnego dnia, od rana, mieliśmy warsztaty z menagerem hotelu, a  po śniadaniu ruszyliśmy śladami Szekspira. Zobaczyliśmy miejsce jego urodzenia, katedrę, w której jest pochowany, teatr oraz odegraliśmy krótką scenkę z „Romea i Julii”. To jednak nie był koniec atrakcji. Odwiedziliśmy również farmę motyli. Wspaniałym przeżyciem było móc ujrzeć tyle pięknych barw i kształtów w jednym pomieszczeniu. 

Trzeciego dnia wcześnie wstaliśmy i pojechaliśmy autobusem do Londynu. Niczego się nie spodziewając, trafiliśmy na paradę z okazji przyjazdu delegacji z Singapuru. Kiedy już kierowaliśmy się w stronę parlamentu, zobaczyliśmy mnóstwo strażników na koniach, całą królewską gwardię. Nagle ujrzeliśmy złotą karocę, w środku której siedziała sama królowa Elżbieta II! NIE MOGLIŚMY W TO UWIERZYĆ!  Moje zdziwienie i radość była równie wielka, jak kolegów oraz naszych ukochanych pań. Następną karocą jechał książę Filip, a kolejną książę William i księżna Kate. Drugi w kolejce do tronu książę pomachał nam, co wszyscy uwieczniliśmy aparatami i telefonami. Cóż to było za niecodzienne przeżycie! Potem zobaczyliśmy parlament, wieżę zegarową, w której znajdował się Big Ben oraz London Eye. Spacerowaliśmy po ogromnych londyńskich mostach. Na Trafalgar Square zrobiliśmy sobie zdjęcie z gigantycznymi lwami z brązu. Potem zobaczyliśmy dzieła Botticelliego, Rembrandta, Tycjana, a nawet Leonarda da Vinci w Galerii Narodowej. Odwiedziliśmy również Natural Science Museum, gdzie było mnóstwo wystaw związanych z przyrodą, biologią oraz genetyką.  Padający ze zmęczenia wróciliśmy do hotelu późno w nocy i od razu położyliśmy się spać…

…aby następnego dnia wstać znów o 5:30 i ruszyć do Greenwich, gdzie mogliśmy przekroczyć południk 0° i znaleźć się na innej półkuli. Następnie wróciliśmy do centrum zatłoczonego Londynu. Trochę niewyspani, ale chętni do zwiedzania, ujrzeliśmy Tower Bridge i odwiedziliśmy galerię sztuki współczesnej (Tate Museum). Mimo że byliśmy tam wyjątkowo krótko, to zdążyliśmy zinterpretować każde dzieło na swój sposób. Gdy już upoiliśmy się pięknem tych dzieł, wsiedliśmy do metra –  niestety, nie wszyscy się zmieścili i musieliśmy zaczekać na resztę, która pojechała następnym pociągiem. W wyniku tego zdarzenia na kolejne metro spóźniła się połowa grupy. Gdy w końcu byliśmy w całości, zostało nam tylko 5 minut na przejście przez tłumy ludzi do przystanku autobusowego. Zaczęliśmy biec, ale i tak szczęśliwie zdążyliśmy, jak widać wysportowane z nas dzieci.

Następnego dnia pojechaliśmy na lotnisko, z małym przystankiem, aby zobaczyć Coventry. Później wróciliśmy do Polski, prosto w ramiona naszych stęsknionych rodziców.

Zdecydowanie bardziej podobało mi się czarujące Stratford niż wielki Londyn, jednak inaczej uważają moi rówieśnicy. To miejsce okazało się tak czarujące i malownicze, że z chęcią powracam tam myślami. Urzekła mnie rzeka Avon, po której pływały wdzięczne łabędzie i kaczki, śliczne domy z czerwonej cegły oraz ludzie, o których uprzejmości mogłam przekonać się w grze miejskiej. 

Dzięki wyjazdowi poszerzyłam swoją wiedzę, mogłam używać języka angielskiego i przekonać się, jak jest on ważny –  co zachęciło to mnie do doskonalenia się w nim. Wycieczkę, która trwała od 19 do 23 października, uważam za udaną. Jak mogłaby się nie udać, jeśli widziało się królową? Jest to świetne uczucie zobaczyć większość zabytków na żywo, a nie tylko w podręcznikach do języka angielskiego, poczuliśmy prawdziwy angielski klimat.