Powszechnie wiadomo, że coś może być miłe i straszne, okazuje się jednak, że coś, a konkretnie jasełka w pijarskiej, mogą być misternie utkane i proste.
Prostą, bo opowiadającą o codziennych zmaganiach człowieka, historię przedstawiła pani Beata Jeziorowska. Akcja rozgrywała się na jednej z wielu plebani. Tam ambitna i niezwykle pomysłowa grupa młodzieńców przygotowujących się do bierzmowania postanowiła przyprawić o zawał (czytaj zachwyt) biskupa swoją ponadprzeciętną wizją żłóbka.
I wszystko odbyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie czuwający nad wszystkim kościelny – Mateusz – chętnie opowiadający, niczym biblijny ewangelista, historie o Bożym Narodzeniu. Ostatecznie młodzież, a przede wszystkim proboszcza, z opresji wybawiła przybyła z misji siostra Miriam (tak, tak, imię nieprzypadkowe), która przypomniała, że piękno Bożego Narodzenia tkwi w prostocie, a ta nosi imię „miłość” – żłóbek ma po prostu przypominać o dobru i cieple, jakie powinniśmy umieć ofiarować najbliższym. A tego zabrakło Kamili – córce Mateusza. Dziewczyna w pogoni za karierą i nowocześnie rozumianą „miłością” („pracuję dla dobra rodziny, by zapewnić jej godny byt”), zapomniała o „rodzinnych świętach”, a może zwyczajnie przed nimi ucieka, bo wie, że zgubiła gdzieś dar okazywania uczuć. Czy ostatecznie postanowiła zostać w domu ojca i wyjątkowo zasiąść do wigilijnego stołu? Każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie w swoim domu, w gronie najbliższych.
A więc prosta, ale też misternie utkana. Chyba należy zacząć od pieczołowicie napisanego scenariusza, który, choć brzmiał jednym głosem, to subtelnie przechodził w polifonię. Chyba jednak „subtelnie” to faux pas – trudno byłoby znaleźć kogoś, kogo nie zachwyciłyby orszaki zwierząt podążających do stajenki (nad którymi czuwała pani Bożena Wojciechowska i pani Jolanta Wróbel). Stroje przygotowane przez rodziców olśniewały pięknem i precyzją. Majestatyczny pochód wzbogacała muzyka wybrana przez panią Bożenę Siekierę oraz sztandary ręcznie przygotowane przez uczniów drugich klas gimnazjum. W misternej tkaninie złotą nitką świeciła się również schola pod kierunkiem pani Natalii Kędziory oraz chór pod kierunkiem pani Marzeny Myszuk. A wszystko zostało wykończone piękną dekoracją – dziełem pani Anny Rzepeckiej.
Nic na scenie nie było przypadkowe, choć wszystko naturalne. To niewątpliwie zasługa aktorów – przecież ten diabeł kołyszący się w takt muzyki też przekonywał, że miłością można zwyciężyć zło, które nie jest „złe do szpiku kości”.
„Piękne jasełka, z pięknym przesłaniem” – można było usłyszeć po wyjściu ze szkoły. Niech refleksja, którą starała się wzbudzić pani Beata Jeziorowska przy pomocy pani Justyny Sikory, pani Kamili Stępień, a także WSZYSTKICH wymienionych w powyższym artykule, zostanie z nami na dłużej.