Antygona w Nowym Jorku to dramat Janusza Głowackiego – polskiego prozaika i scenarzysty. Sztuka została napisana na zamówienie amerykańskiego teatru Arena Stage. Tekst z dużym powodzeniem do dziś prezentowany jest na deskach amerykańskich i europejskich scen. Spektakl mieli okazję obejrzeć również uczniowie naszej szkoły w Teatrze Nowym.
Utwór nie tylko tytułem odnosi się do antycznej sztuki. Nawiązania dostrzegamy zarówno w fabule, jak i w samej budowie dramatu. Akcja przez większość czasu dzieje się w jednym miejscu (park Time Square), trwa zaledwie noc, a i liczba bohaterów ogranicza się do trzech aktorów i policjanta, którego monologi przypominają wstawki chóru.
Fabuła skupia się na dziejach bezdomnych w Nowym Jorku. Punktem wyjścia dramatu jest śmierć jednego z nich – Johna. Losem zmarłego przejmuje się jedynie Anita – była ona zakochana w mężczyźnie i nie mogła znieść myśli, że zostanie pochowany w bezimiennym grobie wraz ze skazańcami. Chciała urządzić mu godny pogrzeb, dlatego prosi Saszę i Pchełkę (również bezdomnych), aby wykradli ciało Johna i przynieśli je do parku. Za opłatą mężczyźni… spełniają prośbę bohaterki. Wracają do Time Square ze zwłokami, niestety nie tymi, co trzeba. Anita wydaje się nieprzejęta pomyłką. Później sfera sacrum coraz gęściej miesza się z profanum. Łachmany prowizorycznie przerabia na żałobne szaty, zapala świeczkę, trupa przystraja bibułą i samodzielnie odprawia pogrzeb.
Inni bohaterowie muszą zmierzyć się z własnymi demonami. Sasza (pięćdziesięcioparoletni rosyjski Żyd) uciekł z ojczyzny w poszukiwaniu wolności. Był artystą, którego sztuka budziła zbyt wiele kontrowersji. Musiał skryć się w Ameryce, gdzie zamiast obrazów, malował ściany. Osobisty dramat, zdrada ukochanej i trudna sytuacja finansowa sprawiła, że malarz popadł w alkoholowy nałóg. W kieszeni zniszczonego płaszcza wciąż chował zaproszenie do ambasady i trzymał się nadziei, że będzie mógł wrócić do ojczyzny, nauczać młode pokolenie tego, co umie najlepiej. Mężczyźnie towarzyszy Pchełka – Polak, który uwierzył w „amerykański sen”. Liczył, że w Stanach dorobi się własnej willi, samochodów i szofera. Chciał zaimponować swojej ukochanej i wysłał jej zaproszenie do USA. Kobieta nie spodziewała się, że mężczyzna jest bezdomny. Odnalazła go w parku, ale ten wstydził się jej pokazać. Później wciąż łudził się, że jeszcze zabierze ją w wielki świat. Dramat kończy się masowym aresztowaniem, zorganizowanym przez nowojorską policję, w celu „walki z bezdomnością”.
Przez groteskowość całego dramatu łatwo zgubić myśl przewodnią. Spektakl prezentuje przecież ludzką tragedię. Anita kojarzy nam się z Antygoną. Musi walczyć z aparatem władzy, żeby jej ukochany przynajmniej po śmierci był traktowany z godnością, a nie jak przestępca. Bolesna przeszłość bohaterów to sytuacje, które w czasach późnego kapitalizmu stały się powszechnością, a my znieczuleni wzruszamy na to ramionami, mawiając „tak działa świat”. Każdy z bezdomnych żyje mrzonkami, ale przecież nie pozostało im nic innego. Ze strony rządu czeka na nich jedynie pomoc w formie aresztowań. „Antygona w Nowym Jorku” to tekst rozliczeniowy – stawia pod znakiem zapytania etos pracy i podważa mit amerykańskiego snu. Niestety, z dnia na dzień, sztuka staje się coraz bardziej aktualna.
Źródło: Teatr Nowy w Łodzi
Oskar Kosenda, IIIH